niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 2

         

               Nastał kolejny dzień, a ja nie myślałem już o niczym innym jak tylko o weekendzie. Kto wymyślił w ogóle szkołę? Po co to komu? I tak większość ludzi nie ma mózgu, więc i to im nie pomoże.
-Luke, wstawaj! - usłyszałem z dołu domu głos mojej rodzicielki. Westchnąłem, odkąd miałem sprawę w sądzie za pobicie jednego z kolesi, który wisiał mi pieniądze, martwiła się bardziej niż wcześniej. Nie potrzebowałem tego. Nie potrzebowałem jej, tak samo jak i wszystkiego innego. Byłem samowystarczalny. Wziąłem czyste ubrania i wszedłem do łazienki...
-Cześć - przywitałem się z matką, gdy tylko zszedłem do kuchni, już w pełni gotowy do wyjścia.
-Tutaj masz kanapki do szkoły - mówiła wskazując na pudełko, w którym znajdowało się jedzenie - A tutaj masz śniadanie. - dokończyła, stawiając mi talerz z jajecznicą na stole.
-Nie dzięki, nie jestem głodny. - powiedziałem, po czym nie czekając na jej odpowiedź, wziąłem swoją skórzaną kurtkę, którą zarzuciłem na plecy, plecak w którym niby znajdowały się książki i wyszedłem z domu, gdzie na podjeździe czekał na mnie mój najlepszy przyjaciel - motor.



                Kochałem to uczucie, tą adrenalinę gdy zwiększałem prędkość. Ten wiatr, który delikatnie muskał dłonie. Tą świeżość, poczucie, że jest się wolnym jak ptak. Było prawie jak 'jesteś niezniszczalny'  z tym, że najmniejszy błąd może wyprowadzić cię z równowagi i doprowadzić do upadku, śmierci. Życie było kruche jak płatki śniegu, a ja lubiłem z niego drwić.




                Po kilkunastu minutach dojechałem na miejsce. Wcale nie miałem ochoty iść dzisiaj do szkoły, miałem już zamiar podejść do kumpli i powiedzieć im, że się zrywamy z lekcji, gdy moją uwagę przykuła jakaś dziewczyna. Nieznajoma. Widać było, że próbowała się wtopić w tłum, jednak jej styl i zachowanie nie pasowało do żadnego z otaczających ją ludzi. Uśmiechnąłem się pod nosem, schodząc ze swojego cudeńka i ruszyłem w stronę przyjaciół. 
-Siema. - odezwałem się jak już znalazłem się obok nich.
-No cześć, już myśleliśmy, że się dzisiaj nie zjawisz. - powiedział Michael.
-Bo miałem taki zamiar.
-Ale mimo to... Przyjechałeś. - odezwał się Calum.
-Niestety - odparłem.
-Chodźmy już na lekcje, bo nie wiem jak wy, ale ja nie zamierzam zostawać po lekcjach z tą jędzą od geografii  - westchnął Ashton.  Zaśmiałem się, ale mimo to przyznałem mu rację.  Właściwie to i tak mi to zwisało, bo i tak bym tam nie poszedł. W końcu mam wypisane na czole ,,kłopot", a każdy kto mnie zna albo i nie, wie, że lepiej trzymać się ode mnie z daleka.




                Weszliśmy do sali akurat gdy zadzwonił dzwonek, jednym słowem - upiekło nam się. Szczęściarze. Rozejrzałem się po sali i już wiedziałem gdzie będzie moje miejsce. Tuż za nieznajomą. Idealnie. Chyba jednak nie będzie tak nudno jak myślałem.  Udałem się więc do swojej ławki, która była tuż za nią. Rozłożyłem się na ławce, wyciągnąłem zeszyt i gdy już miałem sięgnąć po długopis do głowy wpadł mi pewien pomysł.
-Ej, nieznajoma. - szepnąłem w jej stronę, bo co jak co, to nie chce mi się słuchać ględzenia nauczycielki. - Daj mi swój długopis. - specjalnie powiedziałem to tak bez używania zbędnego 'proszę' by sprawdzić jak zareaguje na moje słowa. Powoli odwróciła się w moją stronę, a pierwsze co ujrzałem to jak jej uśmiechnięta twarz zmienia się w jedno wielkie zdziwienie, a potem zamienia w grymas.
-Po pierwsze mam imię, po drugie nie dam ci swojego długopisu. - odpyskowała. Uśmiechnąłem się zadziornie.
-Chyba nie wiesz z kim masz do czynienia - powiedziałem.
-I wcale nie chcę wiedzieć. - odpowiedziała.
-Czyżby? Jestem pewien, że myślisz inaczej.
-Wcale, że ... - nie dokończyła, bo tuż nad jej głową wyrosła Paros - kochana nauczycielka od geografii.
-Hemmings i ... - spojrzała pytająco  w stronę blondynki.
-Sturgess. - dopowiedziała. Uśmiechnąłem się kpiąco, a więc tak miała na nazwisko, robi się coraz ciekawiej.
-Tak więc Hemmings i Sturgess widzimy się po lekcjach  w tej samej sali, liczę na to, że oboje się zjawicie, jeżeli nie, to poniesiecie odpowiednie konsekwencje.
-Ale dlaczego? Przecież to on do mnie gadał. - zaprzeczyła, wykrzywiając usta, tak że jej nos się zmarszczył.
-Jakoś ja widziałam co innego, a teraz skupić się i ładnie notować to co mówię. - odpowiedziała i odeszła do swojego biurka.
-Ugh, palant.  - warknęła w moją stronę Strugess.
-Cała przyjemność po mojej stronie, słonko. - puściłem jej oczko, co spowodowało, że się jeszcze bardziej zezłościła, odwracając się w stronę tablicy i niby uważnie słuchając nauczycielki. Prawda była taka, że ja dokładnie wiedziałem o czym myśli,a już tym bardziej byłem pewny, że wyzywa mnie od najgorszych w swoich myślach. Trafił nam się ciekawy orzech do zgryzienia. A ja postawiłem sobie ją jako cel i chociaż wcześniej nie zamierzałem iść do żadnej kozy, to teraz nie odpuszczę sobie tej okazji.


Strugess wiedz, że wpadłaś w kłopoty, a twój kłopot nosi moje imię i nazwisko. Luke Hemmings stanie się twoim koszmarem i albo będziesz pragnęła go więcej, albo marzyła tylko o tym by zniknął  z twego życia.







***

Jest i rozdział 2. Życzymy Wam razem z Edzią szczęśliwego Nowego Roku, oby był lepszy od poprzedniego i żeby każdy nowy dzień zaczynał się od uśmiechu. 

Pozdrawiam, Kate. 
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz